Inna perspektywa
O przeszczepie kości z biodra już istnieje wpis na moim blogu, ale tym razem okoliczności, a przede wszystkim – pacjent – były całkiem inne. Operowany był młodszy synek, który urodził się z obustronnym rozszczepem wargi i podniebienia.
Wiek w dniu operacji: 2,5 roku. Miesiąc operacji: maj.
Wybrana data nie jest przypadkowa – została zasugerowana przez lekarza. Ja myślałam bardziej o czerwcu, ale z racji na możliwe upały = gorsze gojenie, chirurg podpowiedział, że idealny będzie maj, więc tak też wycelowaliśmy.
Kolejną różnicą był COVID. Przez niego tylko jeden rodzic mógł być obecny na sali z dzieckiem. Dla mnie to było bardzo ciężkie, bo wiem jak emocjonalnie do wszystkiego podchodzę i zwyczajnie nie wiedziałam czy zniosę to psychicznie.
6h na czczo
Operacja była zaplanowana na 16:00. W związku z tym już od 10:00 syn nie mógł nic jeść i pić.
Polecam wtedy ograniczyć wszelkie aktywności fizyczne, bo będą wzmagać chęć picia. Nie powiem żeby było łatwo. Synek dopominał się co jakiś czas o jedzenie i picie, ale od razu staraliśmy się zmieniać temat.
Przyjęcie na oddział
W recepcji przekazaliśmy wszelkie niezbędne wyniki badań i podpisaliśmy wymagane dokumenty. Oddział znajduje się na pierwszym piętrze i tam też mógł nas odprowadzić mąż. Tuż przed wejściem dostałam ubranie ochronne i mogłam wejść z synem do sali. Od ostatniego razu zmieniło się tyle, że w każdej z dwóch sal było łożeczko z barierkami dla niemowlaka i łóżeczko z barierkami dla większych dzieci.
Przed operacją przyszła do nas Pani anestezjolog i zadała kilka pytań. Przyszedł również chirurg i mogłam z nim porozmawiać.
16:00
Wszystko szło zgodnie z planem, wybiła godzina 16:00 i syn został zabrany na salę operacyjną. Emocje szalały.
Rozpakowałam nasze rzeczy żeby jakkolwiek zająć myśli. W pokoju znajdziecie wszystko co jest niezbędne – mała szafa, fotel, szafeczka przy łóżku, zlew, telewizor. Panie pielęgniarki mają bezpośredni podgląd na to co się u nas dzieje.
Mimo próby zajęcia się czymś, to był moment gdzie bardzo brakowało męża. Jego zadaniem w tym czasie było dostarczenie mi jedzenia 😉 W tym dniu nie jadłam zbyt wiele ze stresu. Naszym planem było zamówienie czegoś w Hotelu Splendor, który jest tuż obok, ale okazało się, że kuchnia tego dnia była nieczynna. Mimo wszystko nie było problemu ze znalezieniem czegoś innego. Mąż zostawił mi jedzenie przed wejściem na oddział i mogłam je spokojnie zjeść, żeby nabrać siłę.
W klinice jest klimatyzacja, więc warto wziąć ze sobą bluzę dla swojego komfortu. Byłam przygotowana na to, że syn może w każdej chwili wrócić więc przebrałam się w bardziej piżamo-dresowe ubranie.
W międzyczasie Panie pielęgniarki zaznajomiły mnie z oddziałem – pokazały kuchnię, zaprosiły do korzystania z kawy, herbaty, soku. Można śmiało używać czajnika, płyty, lodówki czy mikrofalówki. Dostępna jest także łazienka z prysznicem. To wszystko znajduje się kilka kroków od pokoju – na tym piętrze są tylko 2 sale dla pacjentów, pokój pielęgniarek, kuchnia, łazienka oraz blok operacyjny. Wszystko jest pod ręką.
Czas płynął baaardzo wolno… U starszego synka ta operacja trwała około 1,5 godziny. Tutaj trwało to dłużej. Znacznie dłużej. Po cichu miałam nadzieję, że to dlatego, że uda się zrobić przeszczep z obu stron.
19:00
Operacja trwała 3 godziny. Zaraz po wyjściu synka z bloku mogłam być tuż obok niego. Panie pielęgniarki go ubrały, podłączyły co trzeba i od razu mogłam się do niego przytulić. Mieliśmy swoją poduszkę i kocyk, którymi od razu obłożyłam synka.
Buzia była nieco opuchnięta. Po chwili przyszedł lekarz opowiedzieć o przebiegu operacji i o zaleceniach na najbliższe tygodnie. To co mnie najbardziej ucieszyło to fakt, że udało się wykonać przeszczep z obu stron. Inaczej wszystko musieli byśmy powtarzać za kilka miesięcy.
Synkowi ciężko było mówić, ale to raczej oczywiste. Mówił pojedyncze, niewyraźne słowa. Mimo, że był bardzo zmęczony to ciężko mu było zasnąć, cały czas się wiercił. Przyczyna okazała się być dość prosta, aczkolwiek niezbyt przyjemna – podczas operacji część krwi udaje się odessać, a inna część mimo wszystko wpada do żołądka. Zwymiotował tę krew 3 razy w dość dużych odstępach czasu. Dopiero po trzecim razie usnął i spał spokojnie (było to koło 1 w nocy jeśli dobrze pamiętam).
Dziecko jest też rodrażnione wszystkim co ma na swoim ciele – na palcu u stopy przyrząd do mierzenia saturacji, na ręce wenflon, a na klatce wkłucie podskórne. Dużo niechcianego…
Poranek
Synek nie odstępował mnie na krok. Cały czas się przytulaliśmy. Wstał koło 6:00. Mogliśmy już wtedy powoli próbować pić wodę. Pani pielęgniarka dała mi strzykawkę, chociaż ja byłam przygotowana 😉 Miałam też swój kubeczek i łyżeczkę. Próbowaliśmy ze wszystkiego po kolei, ale strzykawka działała najlepiej (wcześniej w domu bawiliśmy się w picie wody przez strzykawkę, żeby nie była to dla niego nowością).
Kiedy już udało się z wodą następnym etapem było jedzenie. Synek wręcz wyrwał mi łyżeczkę i chciał jeść sam! Ja oczywiście nie chciałam, w obawie, że sobie uszkodzi buzię. Zjadł ze smakiem cały serek.
Po zjedzeniu już było widać, że czuje się nieco lepiej. Chętnie przeglądał nowe książezki. Szczerze mowiąc, to nie sądziłam, że będzie miał na to ochotę. Oczywiście tablet cały czas gdzieś tam w tle musiał działać 😉 W pokoju jest telewizor, ale z kanałów dla dzieci jest tylko TVP ABC.
Po 9:00 zasnął i spał koło 2 godzin. W międzyczasie mąż przyniósł mi śniadanie i nową zabawkę dla synka. Kiedy ją zobaczył to na jego twarzy pojawił się przez sekundę uśmiech – to był miód na moje serce! Tego dnia opuchlizna na buzi była nieco większa niż dnia poprzedniego, ale mimo wszystko i tak była mniejsza niż u starszego syna.
Tego dnia mówił już zdecydowanie więcej. Był w stanie rozmawiać, aczkolwiek wciąż bardzo niewyraźnie i ciężko mi było go zrozumieć. Na tamten moment o chodzeniu nie było mowy, nie był zupełnie chętny.
Opieka
Tego dnia nasza operacja była jedyną operacją. Mieliśmy więc Panie pielęgniarki dla siebie. Były przekochane! Troszczyły się nie tylko o dziecko, ale również o mnie. Co chwilę pytały czy nie potrzebuję skorzystać z łazienki, kuchni czy czegokolwiek innego.
Kiedy widziały, że nie mam jak się ułożyć na łóżku zaraz przesuwały synka żeby nam obojgu było wygodnie. Oczywiście w miarę możliwości, bo ciężko mówić o wygodzie kiedy dwie osoby śpią na takim małym łóżku 😉 Ja osobiście bałam się go przesuwać, w obawie że go obudzę.
Wypis
Po 13:00 odwiedził nas lekarz i mogliśmy wracać do domu. Dostaliśmy jego nr telefonu, żeby móc w razie awaryjnej sytuacji się z nim skonsultować. Pani z recepcji pomogła z bagażem i na dole już spotkaliśmy się z mężem. Wróciliśmy do wynajmowanego mieszkania. Jak nasza rzeczywistość się zmieniła po operacji? O tym w kolejnym wpisie 🙂