Bliskość
Tuż po operacji synek czuł dużą potrzebę bycia przy mnie i nie odstępowania mnie na krok. Ciężko mi było cokolwiek zrobić, bo przez pierwsze dwa dni trzymał mnie non stop za ręce. Przy próbie oddalenia się – płacz 😉 W związku z tym jeśli chciałam iść do innego pokoju to tylko z nim i tylko na rękach, bo przecież z chodzeniem jeszcze było ciężko.
Męża wręcz od siebie odganiał! W ogóle nie dopuszczał go do siebie. Nigdy wcześniej tego nie doświadczyliśmy. Mąż bardzo chciał mi pomóc, ale najczęściej po prostu się nie dało. Sytuacja ta stopniowo się zmieniała. Potem wystarczyło, że siedział wtulony we mnie, kolejnym krokiem była możliwość wyjścia na sekundę z pokoju i mniej więcej po tygodniu wszystko wróciło do normy.
Jedzenie
To najtrudniejszy aspekt operacji. Pierwsze dni były mega ciężkie, zarówno dla mnie, jak i dla synka. W związku z tym, że nie odstępował mnie na krok, to ciężko mi było zjeść coś “normalnego”. Bo przecież nie będę jeść kotleta na widoku dziecka, które tego kotleta zjeść nie może. Ameryki też nie odkryję, mówiąc, że normalna zupa po zmiksowaniu smakuje zupełnie inaczej niż przed jej zmiksowaniem, więc nawet ulubione zupy sprzed operacji nie miały szans smakować tak samo.
Na szczęście synek nie jest wybredny w kwestii jedzenia i większość zjadał ze smakiem. Ja za to codziennie zachodziłam w głowę co by tu ugotować. Z racji tego, że na początku dieta powinna być płynno-papkowata to gotowałam dwie zupy dziennie żeby nie jeść tego samego w kółko.
Niezbędny będzie oczywiście dobry blender, który przerobi wszystko na gładką masę bez grudek, które trzeba by gryźć, a to zakazane!
Poza zupami delektowaliśmy się różnymi serkami, jogurtami, sokami, koktajlami czy zmiksowanymi owocami. Pamiętajcie, że wszelkie serki powinny być bez kawałków owoców.
Mimo wielkiej sympatii do jajecznicy, po jej zblednowaniu synek nie chciał jej tknąć. Ze zmiksowanymi płatkami z mlekiem było trochę lepiej, ale płatków musiało być stosunkowo mało. Hitem przede wszystkim było u nas kakao, serek waniliowy, deser z bananów i koktajl bananowy.
Z czasem repertuar powiększył się o rozgotowane ziemniaki utłuczone z mlekiem i masłem, a do tego sosik z mięsa + uwielbiane przez synka tarte buraki 🤣 Najważniejsze, że zajadał 🙂
Kolejna kwestia to starszy syn na pokładzie. Tłumaczyliśmy mu, że młodszemu będzie przykro, że nie może zjeść tego samego co on. Tu wykazał się zrozumieniem i starał się nie jeść na oczach drugiego.
A co z mlekiem? Przed operacją syn pił przed snem mleko – jeden z naszych rytuałów. A co zrobić teraz, kiedy to butelka jest całkowicie zakazana? Nie można też pić przez słomkę. Pozostaje po prostu kubek. Synek upominał się o mleko, więc po prostu zmieniłam formę jego podania. Początkowo nie był może zachwycony, ale z czasem zapomniał o istnieniu butelki.
A po jedzeniu…
Płukanie szwów w buzi. To nowy rytuał, który musieliśmy wprowadzić. Lekarz zalecił płukanie wodą, herbatą albo rumiankiem. Z tych wszystkich możliwości wybraliśmy rumianek, który ma właściwości przeciwzapalne i bakteriobójcze, stąd wybór padł na niego.
Wykorzystaliśmy patent, który stosowaliśmy przy starszym synku – czyli po prostu płukanie buzi, a potem wypluwanie zawartości. Tym razem było jeszcze jedno urozmaicenie – rano parzyłam rumianek i wlewałam go do termosu. Dla synka to była duża atrakcja, że mógl sam sobie nalać rumianku do kubeczka. A przy okazji był on zawsze pod ręką. Mieliśmy też zawsze tą samą miskę, więc gdy tylko ją widział to wiedział co się szykuje 😉
Staraliśmy się płukać szwy po każdym posiłku.
Chodzenie
Na drugi dzień po operacji synek swobodnie siadał – w zasadzie siadał już zaraz po operacji, ale to bardziej z przymusu (żeby pozbyć się z żołądka zalegającej krwi).
Nie chciałam go zmuszać w pierwszy dzień do chodzenia, więc po prostu zapytałam czy chce wstać i się przejść. Nie chciał, więc nie zmuszałam. Wiedziałam, że przyjdzie na to czas. Chciałam żeby to wyszło w miarę naturalnie. W pierwsze dni często sam wstawał, ale równie szybko siadał. Jego sposobem przemieszczania się było głównie czworakowanie. Na pewno pomógł tutaj fakt, że ma starszego brata i kiedy bawili się razem chciał mu dotrzymać kroku.
W czwartym dniu po operacji potrafił już w miarę swobodnie chodzić. Oczywiście kuśtykał, ale świetnie sobie radził. I nie brał już wtedy nic przeciwbólowego. W dziesiątym dniu już zaczynał biegać i powrócił styl chodzenia sprzed operacji 🙂
Lekarstwa
Zalecenie lekarza było takie, żeby przeciwbólowe podawać przez cały następny dzień po operacji, a potem dawać je tylko w razie potrzeby. W związku z tym potem powoli je odstawialiśmy i w zasadzie na trzeci dzień po operacji nie dostawał już nic przeciwbólowego.
Sytuacja zmieniła się w 5 dobie po operacji, kiedy to synek dostał gorączki koło 39 stopni. To był ogromny stres, bo nie wiedzieliśmy skąd ta gorączka. Poza nią zupełnie nic się nie działo. Pierwsze myśli, to że coś z przeszczepem nie tak 🙁
Postanowiliśmy podawać lekarstwa 3 dni pod rząd, jak to zwykle zalecają pediatrzy i zobaczyć co dalej. Na szczęście już po 2 dniu gorączka odpuściła.
Cały czas w ruchu był antybiotyk, więc tym bardziej byliśmy zdziwieni gorączką. Zgodnie z zaleceniami braliśmy Dalacin C – 3x dziennie po 5ml 🤢 Zapach wciąż koszmarny. Smak podobno wiśniowy 😉 Dla podkręcenia smaku podawaliśmy z jogurtem wiśniowym 😉 Na początku było to dość duże wyzwanie – daj dziecku jeść, potem przeciwbólowe, potem antybiotyk, a po tym wszystkim jeszcze płukanie szwów. Bleh…
Poza płukaniem buzi rumiankiem, wieczorem przed snem psikaliśmy do buzi Octenistepem. Zawsze wtedy słyszałam “ble” z ust synka, czemu się absolutnie nie dziwię, bo to pozostawia paskudny posmak. Mimo wszystko, codziennie dawał sobie psikać tym do buzi bez problemu.
Sen
Syn zniósł operację bardzo dzielnie. W pierwsze dwa dni budził się w nocy prosząc o wodę i pił jej faktycznie sporo. Ale potem spał tak samo jak i wcześniej. Nie miał żadnych lęków nocnych ani niczego podobnego. Jak gdyby nigdy nic.
Opuchlizna
Kiedy usłyszałam, że udało się zrobić przeszczep z obu stron to z jednej strony poczułam wielką ulgę. Z drugiej jednak, obawiałam się, że syn nie będzie w stanie funkcjonować. Cały czas przed oczami miałam starszego synka po operacji, u którego ta opuchlizna była duża. Gdyby tutaj była taka sama, a do tego z obu stron… No właśnie, strach myśleć.
Tym razem okazało się, że było całkiem nieźle! Oczywiście opuchlizna była, synek wyglądał bardzo smutno i serce krajało się na jego widok. Ale w mojej wyobraźni wyglądało to dużo gorzej.
Powyżej zdjęcia synka pierwszego dnia po operacji (zdjęcie po lewej) i drugiego dnia po operacji (2 i 3 zdjęcie). Widać opuchniętą buzię i podkrążone oczka 🥺 Ale potem już było tylko lepiej!
Blizna
Operacja polega na pobraniu kości z biodra i wszczepienia jej do wyrostka zębodołowego. W związku z tym na biodrze jak i w buzi pozostają szwy. Tym razem wiedzieliśmy, żeby przygotować na to synka i wcześniej opowiadaliśmy mu, że będzie miał plasterek na bioderku. Nakleiliśmy też taki jego ulubionej maskotce.
Najwyraźniej to pomogło, bo synek w ogóle nie czuł żadnego dyskomfortu związanego z blizną. Nie bał się dotykania w tamtym miejscu, nie miał też problemów ze zmianą pieluchy. Tłumaczyłam, że musimy smarować ziaziu żeby szybciej się zagoiło, więc pozwalał sobie na traktowanie jej Dermatixem. Potem tylko chodził i opowiadał, że ma tam “gojenie” ❤️
Szwy
Synek miał dwa rodzaje szwów: w buzi – rozpuszczalne, na biodrze – nierozpuszczalne.
Jak nazwa mówi, te w buzi uległy samoistnemu rozpuszczeniu. U nas miało to miejsce około 5-6 tygodnia po operacji. Bardzo mnie cieszył ten moment, bo to oznaczało koniec płukania! 👍
Szwy na biodrze trzeba ściągnąć w 7 dniu po operacji. Wcześniej upewniliśmy się, czy możliwe to będzie w naszym rodzinnym mieście. Udaliśmy się do znanej placówki medycznej i tam bardzo uprzejma Pani chirurg wyciągnęła synkowi szwy. Kiedy zobaczyła go z Bingiem (to jego ulubiona maskotka) od razu zagadała w temacie. Miała super podejście, więc nawet nie musiałam go mocno trzymać.
Żłobek
Synek na codzień uczęszcza do żłobka. Oczywiście po operacji musiał zostać w domu. U nas ta przerwa trwała 6 tygodni. Dla mnie to był ogromny stres, bo musiałam mieć oczy dookoła głowy jeszcze bardziej niż zwykle, żeby przypadkiem nigdzie się nie uderzył. A i tak udało mi się ten egzamin oblać 🙁
Po powrocie do żłobka był tam całe 2 dni, a potem znowu musiał siedzieć w domu z gorączką, ale czy to kogoś jeszcze dziwi? 🙃
Reasumując…
Ta operacja była zdecydowanie lższejsza od poprzedniej. Co prawda na początku było ciężko, ale z każdym dniem coraz lepiej. Synek przetrwał wszystko bardzo dzielnie. Oczywiście zdarzały się ciężkie momenty, kiedy np. zauważył do jedzenia coś, czego nie mógł jeść. Albo najzwyczajniej w świecie miał na coś ochotę, prosił o to, a ja nie mogłam mu tego dać. Ale zwykle szybka zmiana tematu pomagała.
W kwestii chodzenia poradził sobie świetnie. Szybko się przyzwyczaił do obecnego stanu rzeczy i już kilka dni po operacji szalał z bratem urządzając występy 😉
Pozostaje trzymać kciuki, żeby wszystko ładnie się zrosło 🤞 O efektach dowiemy się dopiero koło 5 roku życia, kiedy synek będzie współpracujący i da sobie zrobić badanie CBCT.
2 komentarze
Mama Kubusia
Dziękuję za kolejny wprowadzający wpis z którego mogłam dowiedzieć się o kolejnym etapie jaki Nas czeka.
Nie ukrywam że czuje strach z tym związany i przygnębienie ile jeszcze czeka mojego synka..
Pozdrawiam.
Mama
Nie wiem czy to w jakikolwiek sposób Panią pocieszy, ale dzisiaj na dobranoc czytaliśmy z synkiem książeczkę: “Zuzia w szpitalu” – opowiada o dziewczynce, która złamała nogę i trafiła do szpitala.
Zaczęłam podpytywać po kolei synka: czy pamiętasz jak byłeś w szpitalu? Pamiętasz, jak leżałeś w takim łóżku? Pamiętasz, jak miałeś operację? Odpowiedzi na te wszystkie pytania brzmiały: nie.
Drążyłam temat dalej: a pamiętasz jak miałeś ziaziu w buzi? Odpowiedział: “tak, miałem metkę” – tak nazywał szwy. “Uderzyłem się w buzię”. Tyle zapamiętał 🙂 Tyle, że uderzył się w buzię już po operacji, więc jak widać z samej operacji nie pamięta kompletnie nic. Ja myślę, że to zostawia większy ślad w naszej psychice, niż u naszych dzieci 💗
Proszę więc być dobrej myśli 🙂 Pozdrawiam serdecznie!